Złotoryja do tej pory kojarzyła się naszym kibicom z rozczarowaniem i sportowym zawodem. W tym pięknym mieście na Pogórzu Kaczawskim rozegraliśmy dotąd tylko dwa spotkania – oba miały przed rozpoczęciem istotny ciężar gatunkowy. W kampanii 2023/24 był to mecz o cenne punkty, które utrzymywały Barycz w walce o bezpośredni awans do III ligi. W ostatnim sezonie graliśmy o fotel lidera i możliwość wyprzedzenia Słowianina Wolibórz. Niestety, za każdym razem nad Baryczą w Złotoryi zbierały się ciemne chmury – dosłownie i w przenośni. Z jednej strony – zawsze padał uciążliwy deszcz, z drugiej – sportowo traciliśmy tam punkty: remisując (2:2, sezon 2023/24) lub przegrywając (1:2, sezon 2024/25). Tak czy inaczej, Górnik miał u siebie patent na Barycz, a biało-pomarańczowi, mimo roli faworyta, nie potrafili jej w tym miejscu potwierdzić.
Przed inauguracją rozpoczynającego się właśnie sezonu okazało się, że los skojarzył nasze ekipy już w pierwszej kolejce. Z jednej strony, w jakimś stopniu zmniejszyło to wagę spotkania, bo nie było ono jeszcze kluczowe dla układu tabeli. Z drugiej – Barycz w tym sezonie jest w oczach praktycznie wszystkich, którzy choć trochę interesują się dolnośląską piłką, bezsprzecznym faworytem do awansu i to na nich ciążyła presja dominatora w tym meczu! Jedno tylko się zgadzało – pogoda… nad Złotoryją znów zbierały się deszczowe chmury.
Biało-pomarańczowi przystąpili do meczu w dość przewidywalnym składzie, co wynikało m.in. z prób trenera Horwata podczas sparingów i treningów w ostatnim tygodniu. W obronie, na prawej stronie, w oficjalnym meczu zadebiutował Jan Leończyk, a w środku defensywy wystąpił stały duet Wdowiak–Bogusławski. Na lewej stronie wrócił po kontuzji Maciej Bachta. W środku pomocy zagrali Wojtek Łuczak z Maćkiem Tomaszewskim, na skrzydłach – Kotowicz i Gil. W bramce oczywiście Dominik Budzyński, a w ataku duet strzelców wyborowych: Piotr Grzelczak i debiutujący w oficjalnym meczu Marcin Przybylski. Na papierze skład wyglądał bardzo solidnie, a warto dodać, że sporo jakości czekało jeszcze w odwodzie na ławce rezerwowych.
W ekipie gospodarzy czuć było bojowe nastroje. Jeszcze przed meczem trener Krzysztof Kaliciak motywował swoich piłkarzy, by grali agresywnie i nie odstawiali nogi – nawet kosztem żółtej kartki. Piłkarze Górnika wzięli to sobie najwyraźniej do serca, bo w pierwszych minutach urządzili sobie polowanie na zawodników Baryczy, próbując zniwelować braki jakościowe grą faul. Już w 2. minucie Mateusz Poparda agresywnie zaatakował nogę zakroczną Grzegorza Kotowicza – bez najmniejszej szansy na zagranie piłki. Sędzia pokazał żółtą kartkę, ale gdyby w IV lidze był VAR, atak korkami na staw skokowy z dużym prawdopodobieństwem zakończyłby się czerwoną kartką. Kotowicz, mimo próby kontynuowania gry, musiał po kilku minutach opuścić boisko. Powrót do zdrowia może zająć 2–3 tygodnie. W jego miejsce już w 11. minucie pojawił się Mateusz Stempin.
Agresywna postawa gospodarzy nie została ostudzona pierwszą kartką. Górnicy nadal faulowali, a sędzia Krzysztof Dziedzic z Lubina konsekwentnie i słusznie karał ich kolejnymi żółtymi kartkami, co – jak łatwo się domyślić – nie podobało się ani ławce gospodarzy, ani licznie zgromadzonym kibicom. Nasz zespół zamiast grać w piłkę był skutecznie wybijany z rytmu i nie potrafił narzucić swojego stylu gry. Do 40. minuty nie zagroziliśmy w zasadzie bramce Michała Piotrowskiego. Graliśmy wolno, niedokładnie i nie potrafiliśmy wykorzystać optycznej przewagi w posiadaniu piłki.
Dopiero po 40. minucie stworzyliśmy dwie groźne akcje. Najpierw w polu karnym odważnie szarżował Marcin Przybylski, ale nie miał miejsca, by oddać mocny strzał, a i tak Piotrowski z trudem sparował piłkę na rzut rożny. Chwilę później Jakub Gil wykorzystał błąd obrońcy i dograł do Piotra Grzelczaka, który lewą nogą uderzył minimalnie obok słupka. Była to faza meczu, w której serca kibiców Baryczy mocniej zabiły – z jednej strony z powodu świetnych lecz niewykorzystanych okazji bramkowych, a z drugiej – bo rozpoczęliśmy kruszenie zasieków obronnych Złotoryjan. Ci mieli już na koncie pięć żółtych kartek i byli zagrożeni osłabieniem w wyniku potencjalnej drugiej żółtej kartki.
Na początku drugiej połowy nad urokliwym stadionem w Złotoryi tradycyjnie zaczął padać rzęsisty deszcz. Tym razem taka aura sprzyjała Baryczy – nasi zawodnicy na mokrej murawie czuli się pewnie, a gospodarze, ostudzeni przez sędziego, musieli uważać, by nie kończyć meczu w osłabieniu. Barycz w końcu zaczęła grać tak, jak nas do tego przyzwyczaiła – szybko i z wykorzystaniem bocznych sektorów. W 51. minucie piłkę do gry szybko wprowadził Dominik Budzyński. Następnie Maciej Bachta minął rywala i zagrał do Jakuba Gila, który błyskawicznie ograł przeciwnika zwodem, zszedł do środka i oddał kapitalny strzał z przedpola karnego. Piłka skozłowała i wpadła do bramki przy dalszym słupku – prowadziliśmy 1:0!
Drużyna była skoncentrowana w fazach defensywnych, ale i dążyła do kolejnych trafień. Gospodarze próbowali strzałów z dystansu, budwali akcję pod naszym polem karnym ale my skutecznie odbieraliśmy im piłkę co pozwalało na groźne kontrataki. Bliscy zdobycia gola byli Marcin Przybylski i Piotr Grzelczak, jednak ich strzały blokowali obrońcy. Bardzo dobrze wykonywane były też stałe fragmenty – dośrodkowania Marcina Przybylskiego były groźne, a po jednym z nich Grzelczak nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji. Z kolei Dawid Bąk po podobnym podaniu od Przybylskiego uderzył minimalnie obok słupka. Sam Przybylski miał też dwie okazje – raz spudłował a raz przegrał pojedynek z bramkarzem strzelając głową, ale był na spalonym.
W 78. minucie kapitalną piłkę do Przybylskiego dograł Grzelczak. Marcin „objechał” obrońcę przy linii końcowej i dokładnie dograł piłkę do Dawida Bąka, który z bliska podwyższył na 2:0.
Ta bramka podcięła skrzydła Górnikowi, choć po
bardzo groźnym strzale Dyra z ok. 25 metrów byli bliscy kontaktowego gola. Na
szczęście piłka minęła słupek – gdyby była celna, Dominik Budzyński miałby
spory problem z interwencją.
Gospodarze finalnie kończyli mecz w dziesięciu ponieważ w końcówce meczu w 90 minucie drugą żółtą kartkę otrzymał Marcin Franczak z Górnika.
W doliczonym czasie gry sam na sam z bramkarzem
wyszedł Dawid Bąk. Mógł podać do lepiej ustawionego Grzelczaka, ale spróbował
minąć bramkarza i sam zakończyć akcję. Sędzia podyktował rzut karny po rzekomym
faulu na Bąku, a Łukasz Bogusławski pewnie wykorzystał „jedenastkę”.
Wygrywamy 3:0 – wysoko, choć mecz miał swoje
trudne fazy. Długo nie mogliśmy „napocząć” Górnika. Niestety, zapłaciliśmy cenę
w postaci kontuzji Grzegorza Kotowicza, który – mamy nadzieję – szybko wróci na
boisko. Na szczęście obyło się bez kolejnych urazów, choć agresywna postawa
gospodarzy mogła do nich doprowadzić. Ostatecznie wygrywamy przekonująco i –
patrząc na wyniki 1. kolejki – meldujemy się na fotelu lidera! Oby to już się
nie zmieniło!
Skład Baryczy:
Budzyński - Leończyk, Wdowiak, Bogusławski, Bachta - Kotowicz (11' Stempin), Łuczak (70' Puchała), Tomaszewski, Gil (65' Bąk) - Grzelczak, Przybylski